W sobotę (13.10) rano pełne zapału i zaopatrzone w milion
kartek jak gdzie dojechać udałyśmy się na lotnisko w Modlinie.
Nasz kierunek to Londyn „Knitting and stitching show”. Niestety z powodu złych warunków atmosferycznych
nie udało się nam odlecieć o planowanym czasie.
I tak koczowałyśmy 3 godziny czekając z utęsknieniem na każdą informację
co dalej. Wreszcie linia lotnicza postanowiła zezwolić samolotom na loty.
Wściekłe zmęczone i z całkowicie zrujnowanym planem rozpoczęłyśmy naszą podróż
do Londynu na Targi. Wylądowałyśmy o takiej godzinie, że odwiedziny na Targach
nie wchodziło już w rachubę więc nie pozostało nam nic innego jak obrać kierunek hostel. Tu czekało nas miłe
zaskoczenie. Czysto, kolorowo i spokojnie.
Po zasłużonej kawie i herbacie powlokłyśmy się coś zjeść i
tu kolejna niespodzianka
Kelnerka Polka, żarełko dobre.
W niedzielę bladym świtem o 7.30 po szybkim prysznicu na
śniadaniew hostelu i znowu miło. Czysto, fajnie urządzone i dobre
śniadanko. Z pełnymi brzuszkami
ruszyłyśmy na Targi. Miejsce w którym się odbywają urokliwe (Alexandra Palace,
Londyn).
Grzecznie postałyśmy w kolejce do wejścia,
następnie w
kolejce po bilety i już mogłyśmy zwiedzać.
Dużo wełny w formie sprzędzionej i ubrań dzierganych.
Oraz innych dzierganych cosiów.
Druty dla olbrzyma.
Malutki warsztat tkacki i pani prząśniczka.
Sporo było tkanin, patchworków i trochę ubrań
guziki
Oraz inne dłubactwa
Jeśli chodzi o filc i wełnę do niego to nie było tego dużo
ale za to ciekawie. Wełna farbowana,
głównie ręcznie, prefilc, wełna
naturalna.
Kulki, sznurki i kawałki gotowego filcu
Trochę szali i ubrań
kosmita
W różnych pomieszczeniach organizowano warsztaty.
Po paru godzinach pożegnałyśmy się z Targami pełne wrażeń.
Dużo ciekawych rzeczy i głowy pełne nowych pomysłów. Zdecydowanie ceny nie na polską kieszeń. Do dziś mamy lekki zawrót głowy.
W drodze powrotnej na lotnisku mój telefon (Marta) poszedł się gdzieś paść i pasie się do dzisiaj. Na szczęście duplikat karty sim to sprawa do załatwienia od ręki.